Kiedy słyszę od wicerzecznika PiS znanego też jako Janosik, że decyzja upolitycznionego polskiego Trybunału Konstytucyjnego jest całkowicie niezależna, to mam fantazję wyrwać temu Janosikowi jego ciupagę i obciąć mu język. Bo skoro wróciliśmy do średniowiecza prawnego, to stosy i obcinanie członków są znowu dozwolone.
Kiedy słyszę pieszczoty językowe dziennikarzy o haśle niesionym na czele warszawskiego pochodu, eufemizmy w relacjach z różnych miast Polski określające to „wulgarne hasło” wykrzykiwane pod kościołami, te wszystkie ostrożności z nazwaniem wprost tego, co rząd pisowski razem z upolitycznionym trybunałem wyprawia, to myślę, że repolonizację mediów mamy już za sobą.
Kiedy pod białostockim biurem PiS widzę bojówkarzy, ops asystentów wiceministra cyfryzacji, jak rwą plakaty i transparenty zostawione przez zrozpaczone kobiety, a policjant delikatnie podchodzi do nich dopiero po uwagach mężczyzn, którzy z kobietami przyszli, to mam ochotę dać im w mordę. Tym bojówkarzom.
Kiedy czytam na profilu dziennikarki ze znienawidzonej przez władzę telewizji, że „ataków na bramy i mury kościołów, wtargnięć i przerywania mszy nie da się ani uzasadnić, ani obronić”, a według niej o zakazie letalnej aborcji „decyzję podjął Trybunał Konstytucyjny” to zastanawiam się, komu media patrzą na ręce i czy dziennikarze mają zbiorową amnezję, skoro zapomnieli, kto po barbarzyńsku wtargnął z łapami do naszych sumień i majtek.
Kiedy słyszę pod białostocką katedrą, jak onrowcy broniący kościoła w imię wiary drą się do transparentu o macicy – „wsadź to sobie w pizdę pojebana psychopatko”, to wiem, że męscy wierni kościoła wciąż tkwią w mentalnym średniowieczu. Tak, ci sami „biedni chłopcy”, którzy w tej samej katedrze nawoływali do nienawiści ze swoim zawistnym kapelanem. Tak, mężczyźni, którzy otoczyli pomnik papieża i odmawiali różaniec za te kobiety, które szły w pochodzie w imię swoich praw. Tak, męscy wierni, którzy pod kościołem pytają mnie, czy mam dzieci i czy na pewno rozumiem, o co walczę, bo oni widzą lepiej, choć nigdy dziecka nie urodzą.
Kiedy czytam mądrości znanych i mniej znanych, że prezes specjalnie teraz uruchomił trybunał, żeby przyćmić kryzys państwa związany z epidemią, to napawa mnie kolejna wściekłość. Czyli prezes na autokwarantannie przez wyciągnięcie nas na ulice postanowił jeszcze bardziej podbić liczbę zakażonych i tak pozbyć się swoich przeciwników? Czy może sprawdzić, czy niezgodę na bezprawie powstrzyma epidemia? Władza i inni mędrkowie udają głupa i nie pamiętają, co zadziało się cztery lata temu i jak Polacy wyszli tłumnie na ulice?
Protesty w czasach epidemii to akt odwagi, a nie bezmyślności. Epidemia jest z nami co najmniej od marca i wszyscy wiemy, czym grodzi zgromadzenie się i jakie jest ryzyko takich protestów. Ale to nie ma teraz znaczenia, bo to jest wojna o nasze podstawowe prawa i wolności.
I serdecznie proszę, zapraszam i podpisuję się pod jej jednowyrazowym hasłem!
