W piątek przed jedenastą robię sobie kawę. Telefonu nie słyszę, bo został pod poduszką. Oddzwaniam: 696 716 584. W słuchawce dźwięk odrzuconej rozmowy. Próbuję cztery razy. Bez odbioru.
Po kilkunastu minutach dzwoni kobieta. Przedstawia się. Mówi zdecydowanym głosem. W tle słyszę echa innych konsultantów telefonicznych. Dostaję pytanie, czy jestem właścicielem domu jednorodzinnego? Nie. Czy może jestem współwłaścicielem domu lub mam wpływ na podejmowane w nim decyzje? Nie. To dom rodziców. A rodzice myśleli o zainstalowaniu paneli fotowoltaicznych? Nie, bo nie ma ich w domu. A skąd pani ma mój numer telefonu? – pytam już nieco poddenerwowana.
Słyszę kilkuzdaniową regułkę, a w niej zdanie: właścicielem pani danych osobowych jest firma „TPAT”.
– Jakim właścicielem? Przecież to moje dane.
– Te dane kupiliśmy od firmy Ti-Pi-Ai-Ti. To już z nimi musi pani wyjaśniać. Ich strona internetowa to www.tpat.com.
– Może pani powtórzyć?
– Ti-Pi-Ai-Ti. To z angielskiego.
– Tak wiem, ale ja żadnych moich danych nikomu nie dawałam.
– Czasami wyrażamy zgodę na ich udostępnienie przy podpisywaniu jakichś umów – odpowiada mi z satysfakcją.
– Ale ja od dawna dbam o moje dane osobowe i kategorycznie nie wyrażam zgody, na ich udostępnianie czy handel nimi – już podniosłam głos.
– To nie wiem. Z mojej strony już wszystko – zakończyła rozmowę.
Od razu wchodzę na podaną przez telemarketerkę stronę internetową. Nie istnieje. Szukam przez wpisanie kombinacji liter w adresie. Żadna nie istnieje. Nie znajduję też firmy „TPAT”, która miałaby udostępniać bazę danych osobowych.
Ale znajduję blog, gdzie są wpisy osób, do których ktoś dzwonił lub regularnie dzwoni z tego samego numeru. Same negatywne opinie. Uwagi, że telemarketerzy nie potrafią wytłumaczyć, skąd mają numery osób, do których dzwonią, lub odkładają słuchawkę na pytanie o dostęp do tych danych. Są też wpisy, że są nękani licznymi połączeniami od samego rana, często to głuche telefony, a telemarketerzy są niekompetentni, nieprzyjemni i napastliwi. Znalazłam też, że promują firmę – w wolnym tłumaczeniu – od „długiej energii fotowoltaicznej”.
I tak w przychodni czy w szpitalu wciąż słyszę pytanie o nazwisko. Moją odpowiedź słyszy cała długa kolejka osób oczekujących. W pralni nie odbiorę płaszcza, jeśli nie powiem głośno, pod jakim nazwiskiem go szukać. Kupuję ubezpieczenie czy telewizję internetową, po czym moje dane wirują w cudzych tabelkach. A z telefonu od anonimowej osoby, dowiaduję się, że mam nowego właściciela swoich własnych danych osobowych.
Magia RODO.
